środa, 22 czerwca 2016

Magia Andaluzji w pigułce

Hiszpania - Andaluzja (Fuengirola, Ronda, Ardales, El Caminito del Rey)



Andaluzja - czyli kolejny pomysł na odpowiednie spożytkowania kilku dni urlopu. Po części mój prezent urodzinowy, po części mus wykorzystania korzystnej oferty na loty i hotel. Pełne 3 doby, niecałe 4 dni (wliczając te poświęcone na przeloty) wykorzystane maksymalnie i z pewnością niezapomniane.

Fuengirola i ... miłe zaskoczenie!

Po miejscowości, w której zabookowaliśmy hotel, nie oczekiwałam wiele. Potraktowaliśmy ją bardziej, jako bazę wypadową do zwiedzania innych części Andaluzji. Przed wyjazdem wujek Google przedstawił mi zdjęcia zatłoczonych plaż i betonowych hoteli przy wybrzeżu, czyli totalnie skomercjalizowanego, wypełnionego turystami miejsca.
Okazało się jednak, że warto wybrać ten kieruenk przed właściwym sezonem turystycznym (czyli przed czerwcem).
Zaraz po zakwaterowaniu wyruszyliśmy zwiedzać miejscowość. Dodatkowo desperacko chcieliśmy znaleźć biuro podróży/agencję przewozową, które zapewniłyby nam transport do Caminito del Rey (o którym później).
Miasteczko było bardzo przyjemne. Wzdłuż wybrzeża rozciągała się długa promenada (idealna na spacery), a zaraz przy niej piękna, szeroka, piaszczysta plaża. Krystalicznie czyste wody Morza Alberańskiego działały magnetyzująco. W okół znajdowało się mnóstwo knajpek, restauracji i kawiarni, w których można było zatrzymać się na tapas albo na kawę/piwo w bardzo przystępnej cenie. Na samej plaży gdzieniegdzie można było zobaczyć opalające się osoby, ale ogólnie było raczej pusto i spokojnie.
Spacerując wzdłuż wybrzeża warto przejść się trochę dalej na zachód i zwiedzić arabski zamek Sohail. Z wybudowanej na wzgórzu twierdzy rozciąga się piękny widok.
Niemałą atrakcją są również latające nad głowami zielone papużki Kalita, których jest tam cała masa.
Pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na nas Fuengirola, było więc bardzo pozytywne i kompletnie nie przeszkadzał nam jej zurbanizowany charakter.


Jeden z pomników we Fuengiroli

Promenada

Przystań

Kawiarnie, knajpki, bary, restauracja - cała masa :)

Jedna z uliczek

Napotkane, polubiane :)

Plaża

Widok z zamku

Zamek Sohail

Romantyczna Ronda

Około 2 godziny autobusem od Fuengiroli, znajduje się jedno z najbardziej klimatycznych i wypełnionych tajemniczym romantyzmem miast.
Już sama podroż do Rondy jest prawdziwą ucztą dla oczu - droga prowadzi cały czas w górę, a im wyżej jesteśmy, tym piękniejszą Andaluzję poznajemy. Zostawiamy w tyle zurbanizowane miasteczka i tabliczki z napisem 'british breakfast', zamieniając je na ciągnące się kilometrami uprawy cytrusów, przechodzące w malownicze doliny, w których gdzieniegdzie widać małe domki ludzi, którzy zdecydowali się żyć trochę dalej od świata, aż po krajobrazy typowo górskie i skalne urwiska. Widoki są niesamowicie zróżnicowane, co nie pozwala na nudę podczas długiej podróży.
W Rondzie można poczuć się jak w domu. Jest uroczo przytulna i (mimo tego, że jednak jest celem turystycznym) spokojna. Fakt, że miasto rozciąga się na wzniesieniu, a na pół dzieli je wąwóz, nadaje mu niesamowitego charakteru.
Wzdłuż miasta rozciągają się długie tarasy widokowe, z których można podziwiać andaluzyjskie krajobrazy. Jedną z największych atrakcji jest Puente Nuevo, czyli monumentalny most, łączący obie strony wąwozu, jak również 'starą' i 'nową' Rondę. Most ma wysokość 100 metrów. Został zbudowany w 1793 roku przez José Martín de Aldehuela. Budowla robi piorunujące wrażenie. Warto pokusić się o długi spacer dookoła i spróbować zrobić zdjęcie z innej perspektywy. Most to dopiero początek - prawdziwa zabawa zaczyna się po jego przejściu. Tam bowiem cofamy się w czasie i przenosimy do zupełnie innej krainy, pełnej starych budynków, ciasnych uliczek i ukrytych zakamarków. Po 'starej' Rondzie można spacerować w nieskończoność i cieszyć oczy niebanalnym charakterem tego miasta. Szukasz dobrego miejsca, żeby się oświadczyć? Daruj sobie Paryż. Weź swoją ukochaną do Rondy!











El Caminito Del Rey

El Caminito del Rey, czyli Ścieżka Króla, stanowi szlak rozciągający się wzdłuż stromych ścian wapiennego wąwozu. Jego dnem wije są rzeka Guadalhorce. To właśnie rzeka, stanowiła punkt odniesienia, do stworzenia szlaku. W tym miejscu na początku XX wieku zdecydowano się bowiem utworzyć tamę. Ostatecznie potrzebowano także drogi, umożliwiającej transport materiałów. Po wybudowaniu całości, w 1921 roku, powstałą ścieżkę pokonał Alfonso XIII. Przebył on całą trasę, aby zainaugurować otwarcie zapory wodnej. Stąd wzięła się nazwa 'droga króla'. W związku z licznymi śmiertelnymi wypadkami na trasie w latach 1999 - 2000 szlak został zamknięty na 10 lat. Nie odstraszało to jednak potencjalnych śmiałków, którzy w dalszym ciągu podejmowali ryzyko jego przejścia. Nie obyło się bez kolejnych ofiar śmiertelnych. Ostatecznie władze Andaluzji zdecydowały się na renowację ścieżki, która została ponownie oddana do użytku w 2015 roku.

Szlak znajduje się niedaleko miejscowości El Chorro oraz Ardales. Przestrzeń, głębia i piękno, jakie spotkamy na miejscu, nie sposób opisać. Pionowe ściany wąwozu wznoszą się na ponad 100 metrów w górę po obu stronach. Dołem płynie rzeka, której kolor jest tak intensywnie zielono - niebieski, że aż trudno w to uwierzyć. Apart fotograficzny, nagrzany do czerwoności, pracuje na pełnych obrotach. Trudno się zdecydować - lepiej kręcić czy robić zdjęcia? Człowiek ma ochotę chłonąć chwilę każdą komórką ciała i każdym dostępnym zmysłem. Cały przemarsz szlakiem może zająć spokojnie kilka godzin.








Będąc niedaleko, warto także odwiedzić miejscowość Ardales. Mała mieścinka, umiejscowiona na wzgórzu ma swój urok. Wprawdzie nie mieliśmy zbyt wiele czasu na jej eksplorowanie, ale udało nam się przejść ją całą - a raczej dotrzeć na jej szczyt, gdzie znajduje się zabytkowy kościół i ruiny zamku. Miasteczko, z racji ukształtowania terenu, na którym się znajduje, jest niezłym wyzwaniem kondycyjnym :) Często trzeba maszerować po terenie o nachyleniu kilkudziesięciu stopni. Nie mogliśmy wyjść z podziwu samochodów przeciskających się wąskimi i stromymi uliczkami.









Na koniec, po bardzo intensywnych kilku dniach, warto zwyczajnie usiąść na plaży, wsłuchać się w szum fal i na chwilę odpłynąć myślami .... :)


A później pozostaje już tylko wracać do domu ...