Hiszpania - Wyspy Kanaryjskie - Fuerteventura
Dlaczego Fuerteventura?
Fuerteventurę wybraliśmy, jako destynację na naszą podróż poślubną. Wakacje miały mieć charakter bardziej wypoczynkowy, niż aktywny. Oczekiwaliśmy pięknych plaż, czystej wody i spokoju. Tym razem interesowała nas również opcja 'all inclusive'.
Jak się tam dostać?
Polecieliśmy lotem czarterowym z Katowic. Lot zajął ponad 5 godzin i czas (muszę przyznać) dosyć się dłużył. Samolot linii słowackich nie oferował żadnej rozrywki 'on board', więc poza spaniem zostawało tylko ślepe wlepianie oczu w system trackingu na monitorze i odliczanie czasu do końca podróży.
Pierwsze wrażenie
Zaraz po wyjściu z samolotu przywitało nas pochmurne niebo i mżawka! Co od razu popsuło mi trochę humor. Okazało się jednak, że jestem wyjątkiem, bo wszyscy mieszkańcy wyspy świętują na całego! Nie padało tutaj bowiem od ... 3 lat! :) Małż stwierdził, że nie jesteśmy pechowcami - jesteśmy szczęściarzami, bo mało kto mógł zobaczyć deszcz na Fuercie. Niech mu będzie. Na szczęście mżawka nie potrwała długo. W drodze do hotelu przekonałam się, że krajobraz Fuerty może śmiało konkurować z księżycowym. Próżno szukać tu bujnej roślinności, kwiatów, zieleni (w sumie nie ma co się dziwić, skoro deszcz jest tutaj zjawiskiem niespotykanym).
Gdzie spaliśmy?
Docelowo wybraliśmy półwysep Jandia i hotel Barceló Jandía Mar, który wspominamy bardzo dobrze. Pokoje były duże, przestronne, sprzątane codziennie. Każdy pokój miał balkon. My wybraliśmy balkon z widokiem na Ocean. Obiekt umiejscowiony był na wzniesieniu, z którego trzeba było zejść, żeby dostać się do plaży. Była ona oddalona od hotelu o jakieś 10 minut spacerkiem. Serwowano w nim bardzo smaczne potrawy - zarówno międzynarodowe, jak i tradycyjne, hiszpańskie - oraz przepyszne, świeże owoce i warzywa.
Przyhotelowy basen |
Nasz pokój |
A tak nas przywitano :) |
Co trzeba wiedzieć o Fuercie?
Fuerteventura należy do archipelagu Wysp Kanaryjskich. Swoją nazwę zawdzięcza silnym wiatrom, które można tutaj spotkać przez cały rok. Wybierając się na Fuertę warto zastanowić się chwilę nad wyborem odpowiedniego miesiąca. Podobno najbardziej wietrzne są 3 letnie miesiące - czerwiec, lipiec i wrzesień. My wybraliśmy się na wakacje w październiku. Wiatr nie był aż taki mocny, ale czasami przeszkadzał w leżakowaniu na plaży. Warto wówczas wypożyczyć leżak. Wiatr daje przyjemne orzeźwianie podczas gorących dni, ale nie jest pożądany, kiedy dostajemy piaskiem w oczy. Jak wspominałam wcześniej krajobraz wyspy ma charakter pustynny i półpustynny. Najwięcej zieleni można spotkać w przyhotelowych ogrodach i parkach, które są ustawicznie nawadniane.
Fuerteventura to jednak przede wszystkim przepiękne, piaszczyste plaże, które ciągną się kilometrami wzdłuż turkusu wody. Silne wiatry przyciągają również setki surferów, szalejących na falach oceanu.
Najbardziej popularnymi zwierzątkami zamieszkującymi Fuertę są kozy i wiewiórki :) Cóż za dziwna mieszanka! Kozy są tam wszędzie (również te dzikie) i chyba tylko one potrafią wyszukać sobie coś do jedzenia wśród ubogiej flory wyspy. Nic dziwnego więc, że najpopularniejszym przysmakiem jest tutaj kozi ser (jeden z najbardziej cenionych także za granicą).
Wiewiórki żyją tutaj w skałach i często nie kwapią się do znajdowania pożywienia. Mają od tego ludzi :) A mianowicie stada turystów, którzy przychodzą z orzechami na plażę. Wiewiórki są bardzo ufne. Kiedy tylko widzą turystów z prowiantem, wybiegają ze swoich skalnych norek, wskakują ludziom na kolana, wchodzę na ręce i wyjadają wszystko, po czym bezpruderyjnie wracają z powrotem do swoich domków.
Jak dowiedzieliśmy się później, na Fuercie można również spotkać kilka dzikich, białych osiołków. Są to zupełne unikaty i tylko kilka z nich przechadza się po wyspie. Nam udało się spotkać jednego z nich już pierwszego dnia! Usłyszeliśmy później, że osiołki są bardzo nerwowe i nie można do nich podchodzić, bo mogą się przestraszyć i dostać zawału serca (naprawdę! tak usłyszeliśmy). Mam nadzieję, że moje zdjęcie go nie przestraszyło.
Biały osiołek |
Poza tym Fuerteventura to królestwo ... nudystów. Jest ich tam wielu. Na wyspie dozwolone jest opalanie topless, a nawet całkowicie nago, więc można było spotkać osoby, przechadzające się swobodnie po plaży w stroju Adama i Ewy. Szkoda tylko, że większość Adamów i Ew, którzy zdecydowali się pokazać swoje wdzięki stanowili niemieccy turyści w wieku 60+ :) Tutaj oszczędzę zdjęć, chociaż mam kilka :)
Co zobaczyć?
Na Fuerteventurze nie ma wielu zabytków. Warto jednak wybrać się w podróż dookoła wyspy, żeby zobaczyć jej wszystkie odsłony.
Nasza podróż przez wyspę rozpoczęła się w miejscowości Moro Jable, czyli tam gdzie mieścił się nasz hotel. Miasteczko (wieś?) jest malutkie i spokojne. Przy hotelu mieści się przepiękna, szeroka, piaszczysta plaża, ciągnąca się kilometrami. Idealna na długie spacery. Woda jest również fantastyczna - ciepła i turkusowa. Samo miasteczko jest malutkie i nie ma tam wielu rozrywek. Kiedyś wybraliśmy się na spacer podczas sjesty i było wręcz wymarłe. Ale muszę przyznać, że to niesamowite uczucie spacerować uliczkami miasteczka w biały dzień, kiedy na ulicy nie ma ani jednego człowieka. Nie słychać samochodów, nie widać ludzi, wszystkie sklepy są zamknięte. To tak, jakby ktoś nacisnął przycisk 'stop', zatrzymał czas na chwilę i powiedział do nas 'teraz całe miasteczko jest tylko dla Was'.
Miasteczko Morro Jable podczas sjesty |
Przemieszczanie się po Fuercie może wydawać się trudne. Komunikacja miejska jest dosyć uciążliwa i jeździ nieregularnie. Jeżeli chodzi o drogi na wyspie, to ich sieć jest bardzo słabo rozwinięta. Te, które zostały zbudowane, są idealna - nowiutkie, szerokie, z równą nawierzchnią, ale jest ich bardzo niewiele. Właściwie to chyba jedna główna nić wzdłuż wyspy.
Jedna z głównych dróg |
Nie ma również ścieżek rowerowych, więc odradzałabym tę wyspę kolarzom.
Do miejsc, gdzie droga główna nie sięga, trzeba dostać się drogami pobocznymi i (według mnie), trochę niebezpiecznymi. Drogi są bardzo wąskie i kręte. Wiją się jak węże wokół wzgórz Fuerty. Niekiedy są tak wąskie, że dwa pojazdy (Zwłaszcza autobusy) nie mogą się minąć. Dlatego na niektórych odcinkach dobudowano niewielkie zatoczki. Jeżeli dwa autobusy spotkają się na drodze i nie mogą się zmieścić, kierowcy wychodzą i rzucają monetą, ten który wygra - jedzie dalej. Ten, któremu się nie poszczęści, musi cofać się do najbliższej zatoczki, żeby zrobić miejsce zwycięzcy.
Pierwszym przystankiem na naszej trasie była miejscowość Tarajalejo. Wysiedliśmy tylko na chwilę, żeby zobaczyć wschód słońca i (podobno) jedną z najszerszych piaszczystych plaż świata.
Kolejno przejeżdżaliśmy przez bardzo malownicze, niemniej niemal księżycowe krajobrazy wyspy. Można było zatrzymać się w wyodrębnionych zatoczkach, które stanowiły także pewnego rodzaju punkty widokowe. Muszę przyznać, ze dawno tak mocno nie odczułam przestrzeni, jak tam. Można tam po prostu stać i się patrzeć...
Fuertańskie krajobrazy księżycowe |
Następny przystanek to miejscowość o dźwięcznej nazwie Ajuy (czyt. Ahuj :)). I tutaj Fuerteventura pokazuje swoje zupełnie nowe oblicze. Miejscowość jest zupełnie czarna. Piasek i skały wokół miasteczka wyglądają jak węgiel, co kontrastując z głębią szafirowej wody sprawia niesamowite wrażenie.
miejscowość Ajuy ze swoimi czarnymi plażami |
Łódź rybacka |
Dodatkowo wzdłuż urwiska czarnego klifu zamontowane są drewniane mosty, którymi można dojść do schowanej w głębi skały jaskini. Szczególne wrażenie robią w niej dziesiątki kamyczków, które turyści układają na sobie, żeby - ja mówi przesąd - jeszcze kiedyś tu wrócić oraz hałas, jaki robią fale, rozbijając się o skały zaraz u wrót jaskini, jakby miały ją za chwilę całą zalać wodą.
Jaskinia |
Kolejno wybraliśmy się do małego miasteczka Betancuria, które było niegdyś stolicą wyspy.
Dzisiaj miasto zamieszkuje około 600 mieszkańców. Białe domy (wszystkie budynki mają tam taki kolor) otoczone są dużymi palmami. Wokół możemy również zobaczyć zadbane poletka warzywne oraz ogrody. Najważniejszym zabytkiem Betancurii jest kościółek Iglesia de Santa Maria. Betancuria jest jednym z tych miejsc, gdzie czas stanął w miejscu.
Betancuria |
Jeszcze inaczej przestawia się krajobraz wyspy w jej północne części. Sąsiedztwo Maroko i silne wiatry sprawiły, że w rezerwacie Dunas de Corralejo, sąsiadującym z kururtem Corralejo, możemy poczuć namiastkę saharyjskiej pustyni. Na przestrzeni 2600 khektrów rozciąga się niekończące się morze wydm piaskowych. Piasek jest tam wręcz biały i bardzo sypki. Miejsce robi naprawdę niesamowite wrażenie. Dodatkowo można wspiąć się na jedną z większych wydm i podziwiać widok, rozpościerający się na sąsiadujące z Fuerteventurą wyspy.
Wydmy Corralejo |
Widok na sąsiednie wyspy |
Żeby poznać tradycję wyspy od podszewki zawitaliśmy również na plantację aloesu, gdzie można było kupić mnóstwo kosmetyków ze 100% tego kosmetyku w składzie. Niektóre ceny niestety zabijały (czemu się w sumie nie dziwię, ze względu na czas oczekiwania, który jest wymagany przy hodowli tych roślin), więc wzięliśmy tylko drobne upominki dla siebie i dla rodziców, posłuchaliśmy trochę o procesie ich wytwarzania i udaliśmy się w dalszą podróż.
Plantacja aloesu |
Tutaj produkuje się tradycyjny ser |
Co jeść, pić, kupić?
Fuerteventura jest jak strefa bezcłowa :) Mimo, że należy do Hiszpanii, to działa trochę na innych zasadach. Bardzo opłaca się kupować tam alkohol (zwłaszcza wino - najtańsze kosztuje nawet kilak euro), papierosy (dużo tańsze niż w Polsce), cygara itd. Na pewno warto kupić tradycyjne kozie sery, których wybór jest ogromny! Dużą popularnością cieszą się tu również likiery, w tym rum miodowy, który zakupiliśmy dla rodziny. Ponadto coś dla pań i miłośników kosmetyków oraz mazideł wszelkich - na pewno warto kupić produkty z aloesu.
No i przede wszystkim na miejscu warto jeść duuuużoooo świeżych warzyw i owoców. Część z nich jest lokalnych, część przywożonych na bieżąco z pobliskiej Afryki. Przepyszne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz