wtorek, 18 sierpnia 2015

Bo nie o to chodzi, by złapać króliczka. ANI by gonić go.



A już na pewno nie chodzi o to, żeby gonić czy łapać socjo-króliczki. Ale od początku.
Człowiek jest zwierzęciem stadnym (przynajmniej w teorii). Rodzimy się w pierwotnej grupie społecznej, jaką jest rodzina. Na podwórku czy w szkole wchodzimy w mnóstwo ról społecznych (ucznia, kolegi/koleżanki, często chłopaka/dziewczyny, członka koła zainteresowań itd.), po szkole spotykamy się z przyjaciółmi, w niedzielę odwiedzamy babcię (jesteśmy wnuczkiem!), albo ciocię (teraz siostrzeńcem!). A jak już kończymy szkołę zaczynamy być pracownikiem (który ma szefa, ale ma też kolegów), mężem/żoną, później rodzicem, później dziadkiem/babcią, ... Nie sposób wymienić tutaj wszystkich ról społecznych, które wykonujemy w życiu. 
Sama rola, to jednak nie wszystko. Wiąże się ona bowiem nieodłącznie ze społecznymi oczekiwaniami, ukazywanymi w sposób mniej lub bardziej bezpośredni. Mało tego - oczekiwania te często są ze sobą sprzeczne. A jako smaczek dodam jeszcze, że obecna cywilizacja wymaga, żeby sprostać im wszystkim i zrobić to w sposób perfekcyjny. Jakby to mogło wyglądać?

Zacznijmy od rodziny. Mama i tata chcą, żeby ich syn/córka byli grzeczni, dobrze się uczyli, spędzali dużo czasu z rodziną i najlepiej rozwijali swoje zdolności (w idealnym scenariuszu takie, które pozwolą w odległej przyszłości zbić majątek). Nauczyciel w szkole chce, żeby dziecko było grzeczne, skupiało się przede wszystkim na nauce (od tego jest szkoła! Przecież ona nie ma uczyć życia! Ma pokazać jak rozmnaża się pierwotniak!), zdobywało nagrody na olimpiadach (bo wtedy ranga nauczyciela również wzrasta), było chętne do pomocy (starło tablicę, przygotowało salę, posprzątało). No i są rówieśnicy. Dla nich trzeba być 'fajnym'. Dziecko musi zatem oglądać fajne filmy (zazwyczaj nie są to te, promowane przez nauczycieli i rodziców), czytać fajne książki, mieć fajne gadżety (laptop, iPhone i quad powinny zrobić robotę na sam początek), fajnie się ubierać,... Lista zdaje się nie mieć końca. Babcia chce, żeby wnuki ją często odwiedzały, dobrze u niej zjadły (zwłaszcza wnuczki, które zawsze są za chude) i jak najszybciej 'znalazły narzeczoną/kawalera'. 
Pęd na 'kawalera', małżeństwo i dzieci nie jest jednak wyłącznie zakorzeniony w życzeniowym myśleniu dziadków. Na szczęście mentalność trochę się zmienia, ale założę się, że ok 98% zapytanych dziewczyn, powiedziałoby 'Oczywiście, że chcę mieć męża i dziecko!'. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że często nie one tego chcą. Chce tego społeczeństwo, chcą tego rodzice, chce tego babcia. Jeszcze kilka late temu wypierałabym się po stokroć, gdyby ktoś powiedział mi, że ciąży na mnie pewnego rodzaju presja społeczna i dlatego chcę mieć męża i rodzinę. Pamiętam, jak kiedyś podczas zajęć na studiach padło takie pytanie. Wszyscy chórem stwierdzili, że w obecnych czasach nie ma już czegoś takiego, jak presja małżeństwa/macierzyństwa w stosunku do kobiet. Jedna osoba powiedziała 'Oczywiście, że jest!'. Jak to? Jaka PRESJA? Czy to, że babcia się pyta, kiedy wesele, to jest presja? Czy to, że mama dzwoni do Ciebie na dzień babci i mówi, że jako jedyna nie dostała kwiatów w tym dniu to presja? Czy kiedy przyjaciółka pyta 'No, to kiedy Wasza kolej? Wiecie, głupio by było jakby nasze dzieciaki miały dużą różnicę wieku! (wink, wink, wink)' to jest presja? Otóż tak! I to ogromna. Oczywiście nie mówię, że mają oni coś złego na myśli. Na pewno chcą naszego dobra. Ale teraz uwaga - czy dobro ma dla wszystkich taki sam charakter i
Żródło grafiki: tustolica.pl
schemat? Czy to, że Kaśka, lat 23 czuje się świetnie w roli żony, matki i gospodyni domowej, sprawia, że Zośka, lat 27 ma czuć się źle ze samą sobą, bo zdecydowała się zrobić studia i zainwestować w siebie? Albo Renata, powinna bić głową w ścianę, bo chce rozwijać zainteresowania i podróżować? Niektórzy spełniają się w rodzicielstwie, inni w pasjach i samorozwoju, a jeszcze inni poprzez wykonywany zawód. Nie twierdzę, żeby nie wychodzić za mąż, nie rodzić dzieci itd. Ale może warto poprzedzić taką decyzję odrobiną namysłu, zamiast zamiast kurczowo trzymać się argumentu 'bo tak się robi'. Tak po ludzku zastanowić się, czy w ogóle tego chcę i czy na pewno chcę tego na obecnym etapie mojego życia. Społeczeństwo próbuje usilnie wmówić ludziom, że inwestując w siebie, spełniając marzenia i robiąc to, o czym zawsze marzyli są głupimi egoistami. Głupimi - bo wydają pieniądze w dziecinny  sposób. Pieniądze trzeba odkładać na dom i dzieci (a najlepiej od razu odłożyć na całą edukację dzieci jeszcze nienarodzonych). Egoistami - dlaczego? Bo robią coś dla siebie, a nie publicznego widoku, ot co. Bo nie robią z siebie cierpiętników, odkładających grosz do grosza i inwestującym każdą złotówkę w dziecko. Bo wiedzą, że nikt nie przeżyje za nich ich życia. I wiedzą, że życie jest zasobem nieodnawialnym. Kiedyś się skończy. Przeżyjmy je, tak, jak tego chcemy. Świadomie. (W ramach sprostowania - nie jestem przeciwniczką małżeństw i dzieci. Sama jestem mężatką i dzieci mieć planuję :) To tak dla czepialskich :)).

Inną sprawą jest, że oprócz oczekiwań związanych z życiem rodzinnym, pojawiają się oczekiwania XXI wieku związane z karierą. Trzeba się dużo uczyć, szkolić, inwestować w kursy, znaleźć świetną pracę (najlepiej, żeby mówili do Ciebie PANIE KIEROWNIKU - budzi respekt, nie?), mieć duży dom, piękny samochód i wielki podziw ludzi, których się generalnie nienawidzi. A dlaczego? Bo nawet nie wiedzą kim jesteś. Wiedzą, że jesteś spoko i na poziomie, bo jeździsz tym nowym, czarnym Audi TT.

A teraz pozwolę sobie stworzyć obraz idealnego człowieka, za którym wielu z nas podświadomie goni. 

Idealny człowiek:
-  jest świetnym rodzicem, poświęcającym każdą wolną chwilę swojemu dziecku
- jest cudowną żoną/mężem zawsze znajdująca czas dla swojej drugiej połówki
- ma świetną pracę, pozwalającą zarabiać mu świetne pieniądze i budzić respekt wśród innych (no i pochwalić się rodzinie - a jakże! :) )
- jest bardzo dobrym pracownikiem, lubianym przez kolegów i uwielbianym przez szefa, bo poświęca się swojej pracy w stu procentach.
- posiada przynajmniej dyplom magistra (najlepiej doktora), włada kilkoma językami i ciągle uczęszcza na dodatkowe kursy, żeby podnosić swoje kwalifikacje
- ma niebanalne hobby, którym zawsze warto się pochwalić 
- dba o swoje zdrowie i sylwetkę (je zdrowo i ćwiczy)

Tak więc idealny człowiek spędza ok 10h w pracy (bo często robi nadgodziny), wraca do domu, je zdrowy, własnoręcznie przyrządzony obiad (co zajmuje mu ok 1.5h), spędza przynajmniej godzinę na siłowni/bieganiu, idzie na romantyczną kolację z żoną (co zajmuje przynajmniej 2h), w międzyczasie poświęca kilka godzin swojemu dziecku i znajduje kilka chwil na swoje ulubione hobby, czyli np. golf. Raz na jakiś czas wyskakuje też na jakąś konferencję naukową. Ot tak, z nudów. Idealny człowiek śpi również 8h na dobę (bo to zdrowo). W najlepszym rozdaniu doba idealnego człowieka powinna więc trwać jakieś 30h. Myślę, że idealny człowiek ma też kartę stałego klienta w sklepie z dopalaczami. Powodzenia. 

Sama łapię się na tym, że biegnę w tym kołowrotku dla chomików nie mogąc się zatrzymać. Wtedy czasami pacnę się w czoło i pytam 'Ej! Co Ty robisz?!'. 


Myślę, że dlatego tak lubię wyjeżdżać. Najbardziej lubię miejsca, gdzie wszystko się zatrzymuje. Uwielbiam góry. Myślę, że dlatego, że tam, na górze wszystko wydaje się prostsze, spokojniejsze, może nawet użyje słowa atawistyczne. Świat zwalnia i mamy czas, żeby się wyłączyć. Myśli w naszej głowie przestają krążyć z zastraszającą szybkością, wyścig się zatrzymuje, a cały światy wydaje się zwalniać. Wydaje mi się, że wtedy też znajdujemy czas na zastanawianie się nad tym, czego MY naprawdę chcemy, a co stanowi wypadkową ludzkich oczekiwań, krzykliwych billboardów i piorącej mózg telewizji.
Lubię też odwiedzać inne kraje i czytać o nich, bo to ściąga klapki z moich oczu. Okazuje się, że świat nie jest taki, jak Ci mówiono. Nie trzeba żyć tak, jak Ci powiedziano. Życie nie jest czarno-białe. Są zakątki świata, gdzie ludzie nie mają telewizji, radia, dyplomu, a są dużo mądrzejsi i szczęśliwsi niż pan biznesmen w garniturze za $2000, patrzący przez okno swojego, wartego kilkadziesiąt milionów, apartamentu na 20 piętrze i myślącego 'Co zrobiłem źle?'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz