Francja - Paryż
Z czym kojarzy nam się Paryż? Z romantyzmem, ze spacerem we dwoje wzdłuż Sekwany, z zapachem ciepłej bagietki z pobliskiej piekarni, z croissantem przegryzanym leniwie przy filiżance dobrej kawy, z urokliwymi kafejkami, pewnie z całą bohemą artystyczną oraz młodymi ludźmi pędzącymi na rowerach z umocowanym z przodu koszykiem? Mnie też się tak kojarzył, do czasu, aż tam pierwszy raz pojechałam. Mąż obiecał mi kiedyś (kiedy jeszcze mieliśmy po naście lat), że weźmie mnie do Paryża. Oczywiście wtedy jeszcze nie mieliśmy na to pieniędzy. Teraz znalazły się i pieniądze i czas, więc obietnicę zrealizował. A teraz trochę o tym, jak nie warto oczekiwać wiele ...
Jako, że obydwojgu z nas pozostało kilka dni urlopu, postanowiliśmy go wykorzystać w odpowiedni sposób. Nie myśląc długo wybraliśmy Paryż, który jest tak blisko, a jeszcze nigdy nie mieliśmy czasu go zobaczyć. Wycieczka miała być krótka, więc wytypowaliśmy wyłącznie kilka najbardziej intersujących nas punktów.
Samo preludium nie było optymistyczne, bo odbyło się w cieniu zamachów w Brukseli, które miały miejsce z samego rana w dniu naszego wyjazdu. Sam Paryż natomiast już na wstępie obdarł nas z marzeń :)
Wysiedliśmy na dworcu Gare du Nord, który jest jednym z największych dworców na świecie, odprawiającym ok 180 milionów pasażerów rocznie. Sam dworzec nie sprawiał wrażenia specjalnie zadbanego. Kiedy przeszliśmy jego progi i oficjalnie postawiliśmy stopę na paryskiej ziemi nie byliśmy pewni, gdzie jesteśmy. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że 70% ludzi na ulicy było czarnoskórych. Próżno szukać we mnie rasizmu - jestem maksymalnie otwarta na wszelkie kultury, rasy, religie, poglądy. Trzeba jednak przyznać, że było to dziwne doświadczenie. Tu i ówdzie można było spotkać ludzi śpiących na ulicach (jak przypuszczaliśmy byli to uchodźcy). Nie było to jednak zwykłe spanie na ulicy - mieli cały pakiet (materac, koce, itd.). W drodze do hotelu, który znajdował się około 10 minut od dworca i około 20 minut spacerkiem od centrum miasta, nie mogliśmy nie zwrócić uwagi na zaniedbane, brudne i zaśmiecone ulice.
Zostawiliśmy szybko rzeczy w naszym hoteliku (który swoją drogą był bardzo przyjemny) i ruszyliśmy od razu w poszukiwaniu obrazu Paryża, który szczelnie przechowywaliśmy w swoich głowach. Jako, że zastało nas już późne popołudnie, zdecydowaliśmy się na spacer na pobliskie wzgórze Montmartre. Pod samym wzgórzem zostaliśmy wręcz 'oblepieni' przez czarnoskórych sprzedawców pierdół wszelakich. Najwięcej z nich sprzedawało ... sznurki! Nie mogliśmy się od nich odgonić. Nie chcieli nas przepuścić, wiązali bransoletki na rękach, a 'boss boss', 'where you from?' dobiegało z każdej strony. Na szczęście już w połowie drogi na wzgórze większość z nich zniknęła.
Muszę przyznać, że Montmartre ma duszę. Na samym szczycie, góruje nad Paryżem potężna bazylika Sacré-Cœur (najświętszego serca). Budowle nosi cechy romańsko - bizantyńskie i jest wykonana z białego granitu, będąc przez wielu nazywaną 'białą bazyliką'. Próżno jednak szukać w niej wieloletniej historii. Prace nad kościołem rozpoczęły się bowiem po wojnie francusko - pruskiej, a zakończone zostały w 1914 roku. Konsekracja odbyła się 5 lat później w 1919.
Uliczki Montmartre są utrzymane w klimacie, który uwielbiam! Wąskie, brukowane, pełne nieodkrytych zakamarków, małych kafejek i klimatycznych restauracji. Zrobiliśmy sobie długi spacer, po czym usiedliśmy, żeby zjeść obiado-kolację w jednej z restauracji (uwaga! Paryż jest strasznie drogi! Po kolacji okazało się, że straciliśmy prawie połowę zabranych ze sobą pieniędzy!). Muszę przyznać, ze francuska zupa cebulowa trafiła w moje kubki smakowe w stu procentach. Była przepyszna! Do tego obiad, francuskie wino i francuski do granic fancuzowatości kelner, uroczo wywijający korkociągiem przed otwarciem wina. To był highlight wieczoru!
Zaraz po kolacji ruszyliśmy w kierunku hotelu. Jako, że było już po zmroku staraliśmy się ominąć trasę, którą szliśmy w pierwszą stronę, żeby uniknąć możliwych nieprzyjemności.
Kolejny dzień to totalna eksploracja centralnego, turystycznego, wypełniony sztandarowymi punktami Paryża. Przeszliśmy dookoła budynek Luwru (nie wchodziliśmy do środka - za mało czasu), zobaczyliśmy budynek muzeum Orsay i gmach opery Garnier, przeszliśmy się po Champs Elysées Étoile, gdzie zwiedziliśmy Łuk Triumfalny. Kolejno ruszyliśmy przez Champ de Mars w stronę wieży Eiffla. Poza tym udało nam się jeszcze zobaczyć katedrę Notre Dame i pobliską okolicę. W skrócie - Paryż nie zachwycił. Może dlatego, że widziałam wiele piękniejszych miejsc? Może dlatego, że po raz pierwszy byłam w miejscu, w którym nie czułam się do końca bezpiecznie? Nie wiem. Budynek Luwru był ładny, piramidy przed nim nie były aż tak okazałe, jak na zdjęciach. Gmachy opery, muzeów czy pałace robiły wrażenie, jednak wrażenie nie było większe, niż to odczuwane w innych dużych miastach (choćby w Krakowie!). Łuk Triumfalny miał w sobie coś wzniosłego, górując nad ruchliwą paryską ulicą, nieopodal Pół Elizejskich. Kilka zdjęć, chwila podziwiania architektury i ... jedziemy dalej. Same Pola Elizejskie to nic innego, jak długa ulica, wzdłuż której rozciągają się sklepy wszelkich popularnych i drogich marek. W sumie jest w jakiś fajny sposób zorganizowana i ładnie ułożona, niemniej nie powala. Duże oczekiwania miałam w stosunku do Notre Dame. Najpopularniejsza na świecie gotycka katedra - zdecydowanie moje klimaty. Tutaj również okazało się, że wprawdzie była piękna, ale .... widziałam dużo piękniejsze, większe, bardziej klimatyczne. Nawet sam Paryski symbol - wieża Eiffla - pozostawiał wiele do życzenia. Nie była tak wysoka, jak oczekiwałam. Dodatkowo miałam wrażenie, że jest ... zardzewiała :)
Po bardzo intensywnym dniu, pospiesznie wróciliśmy do hotelu, żeby się trochę zagrzać (pogoda nie sprzyjała), zjeść coś, odpocząć i ... ruszać dalej! Bardzo zależało mi bowiem na zobaczeniu Centre Georges Pompidou, a przede wszystkim znajdującej się w nim galerii sztuki współczesnej. Idąc tam, mieliśmy okazję mijać 'małą Afrykę'. Spacerując wzdłuż jednej z głównych ulic w Paryżu byliśmy JEDYNYMI białymi ludźmi. Co za dziwne uczucie! Na ulicy stało mnóstwo osób, rozmawiając, przesiadując grupami pod drzwiami mieszkań. Co chwilę spotkać można było zakłady fryzjerskie, a w każdym z nich byli wyłącznie czarni fryzjerzy, plecący warkoczyki swoim klientom. Byliśmy w Afryce, przeniesionej do Francji.
Pompidou było strzałem w dziesiątkę! Aż żałowałam, że mieliśmy tylko kilka godzin. Sam budynek galerii odstaje od otaczającej go architektury. Wszelkie przewody, rury, kable i instalacja zostały bowiem umieszczone na zewnątrz. Całość utrzymana jest w nietypowym, industrialnym klimacie. Wystawy w samej galerii były rewelacyjne. Można tam podziwiać dzieła takich gigantów, jak Matisse czy Picasso. Oprócz tego udało nam się trafić na wystawę Anselma Kiefera. Niemieckiego artysty, którego prace noszą w sobie piętno II Wojny Światowej. Rewelacyjne pejzaże z elementami katastroficznymi i mroczne kompozycje - odnalazłam kolejnego twórcę mocnego przekazu. Mogłabym zostać w tej galerii przez kolejnych kilka godzin.
Jedna z wystaw |
![]() |
Budynek Pompidou z zewnątrz |
![]() |
Jedna z uliczek przy Pompidou |
Kolejnego dnia wybraliśmy się w podróż do dzielnicy czerwonych świateł. Przeszliśmy jej uliczkami, podpatrzyliśmy kilka nieprzeciętnych witryn sklepowych, zrobiliśmy parę zdjęć przy Moulin Rouge i ... postanowiliśmy się zgubić. Mieliśmy jeszcze kilka godzin do powrotu, więc skręciliśmy w przypadkową uliczkę, później w kolejną, i jeszcze jedną. Koniec końców zobaczyliśmy cmentarz u podnóży Montmartre. Cóż to był za cmentarz! Niesamowicie klimatyczne miejsce. Ruszyliśmy w jego stronę. Niedługo później okazało się to świetną decyzją. Jak się później dowiedzieliśmy jest on jedną z najstarszych nekropolii Paryża. Na cmentarzu, wśród rzeszy francuskich sław, spoczęli m.in. Edgar Degas czy Emil Zola. Znalazło się również mnóstwo polskich nazwisk, zwłaszcza polskich wojskowych, pułkowników i generałów. A także grób Juliusza Słowackiego. Na cmentarzu spędziliśmy dobrych parę godzin, spacerując, szukając grobów i podziwiając niesamowity klimat tego miejsca. Cmentarz był piękny, klimatyczny i bardzo spokojny. Pierwszy raz można było się w pełni oderwać od paryskiego zgiełku i tłoku. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że zazwyczaj warto jest wybrać 'off-road' i zejść z utartych szlaków. To właśnie wtedy generują się niezapomniane wrażenia.
![]() |
Moulin Rouge |
Sex street :) |
![]() |
Grób Juliusza Słowackiego |
Co przywiozłam z Paryża? Na pewno całkowicie inną jego wizję. Czy gorszą? Może trochę tak, chociaż staram się nie wartościować. Na pewno inną. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że z dala od tłumu, na nieprzetartych ścieżkach, odnajduje się najbardziej zaskakujące i tajemnicze miejsca oraz momenty, które najdłużej zapadają w pamięci. Przypuszczam, że moje wysokie oczekiwania, w stosunku do tego miasta, wywołały też kilka rozczarowań. Niemniej wszystkiego trzeba doświadczyć, wszystko zobaczyć, zanim się to oceni, więc wyprawy na pewno nie żałuję :) Kolejne doświadczenia, wpakowane do bagażu.